piątek, 30 maja 2014
INFORMOWANI
Jeżeli chcesz być informowany o nowych rozdziałach, zostaw jakiś kontakt do siebie. Może być to Twitter, ask.fm bądź nazwa konta google.
Rozdział 3
Jasmine POV:
Na czerwonej skórzanej kanapie, znajdującej się w rogu kawiarni siedział nikt inny jak Justin. Tuż przy jego boku, wtapiająca się w jego szyję Miranda.. Jak poznałam Justina, był wolny. Ale miał dziwny układ z Mirandą. Sypiali ze sobą bez zobowiązań. Tacy "przyjaciele do łóżka". Oczywiście wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam spotykać się z Justinem. Zerwał wszelki kontakty z Mirandą.. A przynajmniej tak mi powiedział. Po moim policzku spływały pojedyncze łzy. Wbiegłam szybko do kawiarni, trzaskając przy tym drzwiami. Justin spojrzał w moją stronę, automatycznie odepchnął od siebie Mirandę, która wyglądała na dosyć zdezorientowaną. Jego oczy spotkały się z moimi. Nienawidziłam go w tym momencie.
- Ciekawa ta twoja praca.. - krzyknęłam do niego. Miałam ochotę walnąć go prosto w twarz. Na razie się powstrzymywałam, ale wiedziałam że długo tak nie wytrzymam.
- To nie tak jak myślisz.. - powiedział cicho Justin, podnosząc ręce w górę. Coś w rodzaju gestu poddania się. - Ona dla mnie nic nie znaczy.. - Wskazał palcem na Mirandę. Jej mina w tym momencie była bez cenna. Jej szczęka opadła, a ona sama stała w wielkim zdziwieniu.
- Ja dla Ciebie nic nie znaczę? Byłam tylko zabawką? Jesteś dupkiem Justin. - Miranda wykrzyczała, a po jej policzku spłynęło kilka łez. Było mi cholernie szkoda tej dziewczyny.. Co ja mówię.. mój chłopak właśnie mnie zdradził, a ja mówię że mi szkoda jego kochanki.. Miranda zabrała swoją kurtkę i torebkę z kanapy.
- To koniec Justin. - Krzyknęła, następnie podeszła do Justina i walnęła go w twarz. Po czym wybiegła z kawiarni, trzaskając za sobą drzwiami. Sama podeszłam do Justina i wymierzyłam mu cios w twarz.
- To koniec Justin. - Powtórzyłam słowa Mirandy. Kiedy kierowałam się już do wyjścia, poczułam jak ktoś ciągnie mnie za dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina, z miną jak zbity pies. Nie tym razem - Pomyślałam. Justin zbliżył się do mnie nieco i wyszeptał mi prosto w twarz.
- To nie musi się tak kończyć. - powiedział, a ja odepchnęłam od siebie. Zabrałam również swoją rękę, którą wcześniej on trzymał.
- Justin, to już jest koniec. - powiedziałam z przekonaniem w głosie. Tak naprawdę chciałam żeby to się nigdy nie wydarzyło. Żebyśmy teraz wrócili do domu. Ja i stary Justin. Ten Justin który mnie nie bił, ten Justin który nie był takim pieprzonym dupkiem. Ten Justin który interesował się mną, ten który był troskliwy i opiekuńczy. - Justin za późno już.. Nie da się tego uratować.
- Ale Jasmine ja Cię kocham.. - Odwróciłam się w stronę drzwi i po prostu wyszłam. Zignorowałam go po prostu. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Raya'na. Po trzech sygnałach chłopak w końcu odebrał.
- halo? - Usłyszałam lekko zachrypnięty głos przyjaciela. Wzięłam głęboki oddech.
- Podjedź po mnie proszę. Jestem przy kawiarni, kawałek koło restauracji. - Powiedziałam, następie otarłam łzy płynące po moim policzku.
- Ale jak to? mieliśmy się spotkać. - Spytał zdezorientowany Raya'n. Wybuchnęłam cichym płaczem.
- Po prostu przyjedź, proszę.. - Wyszeptałam szlochając. Następnie się rozłączyłam, nie czekając na odpowiedź Raya'na. Przysiadłam na ławce i wyciągnęłam papierosy. Zwykle nie palę, ale trzymam je przy sobie w razie gdybym musiała się odstresować. Czyli w tym momencie. Wyciągnęłam jednego papierosa, następnie zabrałam się za szukanie zapalniczki. Nie mogłam jej znaleźć. Poczułam na sobie czyjś dotyk, odwróciłam się i zobaczyłam Justina, stojącego z zapalniczką w ręką.
- Tego szukasz? - Spytał z uśmiechem na twarzy. Podpalił mi papierosa, a sam wyciągnął swojego również zapalając. Zignorowałam to że usiadł przy mnie i zaciągnęłam się. Chwile później wypuściłam dym.
- Wiem że zjebałem po całości. - powiedział Justin, co mnie zaskoczyło. Zwykle nie przyznawał się do błędów. Postanowiłam przemilczeć to.
Siedzieliśmy w ciszy z dobre 5 minut, aż w końcu zobaczyłam auto Raya'na. Chłopak zatrzymał się i wysiadł, ruszając w naszą stronę. Ja w tym czasie skończyłam papierosa.
- Co się stało? Macie miny jak by ktoś umarł. - Zażartował Raya'n. Umarła nasza miłość..
- Po prostu mnie stąd zabierz. - Wstałam, ruszyłam w jego stronę z kamienną miną.
- O co chodzi Justin? - spytał lekko zdezorientowany Raya'n. Spojrzałam na Justina, a ten siedział wpatrując się w chodnik.
- Zabierz ją do siebie. Jas musi wszystko sobie przemyśleć.. - Powiedział z kamienną miną. Raya'n tylko wzruszył rękoma i udaliśmy się w stronę jego auta. Idąc odwróciłam się, ale Justina już tam nie było. Wsiadłam do auta Raya'na i odjechaliśmy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam ze to będzie największy błąd w moim życiu.
Na czerwonej skórzanej kanapie, znajdującej się w rogu kawiarni siedział nikt inny jak Justin. Tuż przy jego boku, wtapiająca się w jego szyję Miranda.. Jak poznałam Justina, był wolny. Ale miał dziwny układ z Mirandą. Sypiali ze sobą bez zobowiązań. Tacy "przyjaciele do łóżka". Oczywiście wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam spotykać się z Justinem. Zerwał wszelki kontakty z Mirandą.. A przynajmniej tak mi powiedział. Po moim policzku spływały pojedyncze łzy. Wbiegłam szybko do kawiarni, trzaskając przy tym drzwiami. Justin spojrzał w moją stronę, automatycznie odepchnął od siebie Mirandę, która wyglądała na dosyć zdezorientowaną. Jego oczy spotkały się z moimi. Nienawidziłam go w tym momencie.
- Ciekawa ta twoja praca.. - krzyknęłam do niego. Miałam ochotę walnąć go prosto w twarz. Na razie się powstrzymywałam, ale wiedziałam że długo tak nie wytrzymam.
- To nie tak jak myślisz.. - powiedział cicho Justin, podnosząc ręce w górę. Coś w rodzaju gestu poddania się. - Ona dla mnie nic nie znaczy.. - Wskazał palcem na Mirandę. Jej mina w tym momencie była bez cenna. Jej szczęka opadła, a ona sama stała w wielkim zdziwieniu.
- Ja dla Ciebie nic nie znaczę? Byłam tylko zabawką? Jesteś dupkiem Justin. - Miranda wykrzyczała, a po jej policzku spłynęło kilka łez. Było mi cholernie szkoda tej dziewczyny.. Co ja mówię.. mój chłopak właśnie mnie zdradził, a ja mówię że mi szkoda jego kochanki.. Miranda zabrała swoją kurtkę i torebkę z kanapy.
- To koniec Justin. - Krzyknęła, następnie podeszła do Justina i walnęła go w twarz. Po czym wybiegła z kawiarni, trzaskając za sobą drzwiami. Sama podeszłam do Justina i wymierzyłam mu cios w twarz.
- To koniec Justin. - Powtórzyłam słowa Mirandy. Kiedy kierowałam się już do wyjścia, poczułam jak ktoś ciągnie mnie za dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina, z miną jak zbity pies. Nie tym razem - Pomyślałam. Justin zbliżył się do mnie nieco i wyszeptał mi prosto w twarz.
- To nie musi się tak kończyć. - powiedział, a ja odepchnęłam od siebie. Zabrałam również swoją rękę, którą wcześniej on trzymał.
- Justin, to już jest koniec. - powiedziałam z przekonaniem w głosie. Tak naprawdę chciałam żeby to się nigdy nie wydarzyło. Żebyśmy teraz wrócili do domu. Ja i stary Justin. Ten Justin który mnie nie bił, ten Justin który nie był takim pieprzonym dupkiem. Ten Justin który interesował się mną, ten który był troskliwy i opiekuńczy. - Justin za późno już.. Nie da się tego uratować.
- Ale Jasmine ja Cię kocham.. - Odwróciłam się w stronę drzwi i po prostu wyszłam. Zignorowałam go po prostu. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Raya'na. Po trzech sygnałach chłopak w końcu odebrał.
- halo? - Usłyszałam lekko zachrypnięty głos przyjaciela. Wzięłam głęboki oddech.
- Podjedź po mnie proszę. Jestem przy kawiarni, kawałek koło restauracji. - Powiedziałam, następie otarłam łzy płynące po moim policzku.
- Ale jak to? mieliśmy się spotkać. - Spytał zdezorientowany Raya'n. Wybuchnęłam cichym płaczem.
- Po prostu przyjedź, proszę.. - Wyszeptałam szlochając. Następnie się rozłączyłam, nie czekając na odpowiedź Raya'na. Przysiadłam na ławce i wyciągnęłam papierosy. Zwykle nie palę, ale trzymam je przy sobie w razie gdybym musiała się odstresować. Czyli w tym momencie. Wyciągnęłam jednego papierosa, następnie zabrałam się za szukanie zapalniczki. Nie mogłam jej znaleźć. Poczułam na sobie czyjś dotyk, odwróciłam się i zobaczyłam Justina, stojącego z zapalniczką w ręką.
- Tego szukasz? - Spytał z uśmiechem na twarzy. Podpalił mi papierosa, a sam wyciągnął swojego również zapalając. Zignorowałam to że usiadł przy mnie i zaciągnęłam się. Chwile później wypuściłam dym.
- Wiem że zjebałem po całości. - powiedział Justin, co mnie zaskoczyło. Zwykle nie przyznawał się do błędów. Postanowiłam przemilczeć to.
Siedzieliśmy w ciszy z dobre 5 minut, aż w końcu zobaczyłam auto Raya'na. Chłopak zatrzymał się i wysiadł, ruszając w naszą stronę. Ja w tym czasie skończyłam papierosa.
- Co się stało? Macie miny jak by ktoś umarł. - Zażartował Raya'n. Umarła nasza miłość..
- Po prostu mnie stąd zabierz. - Wstałam, ruszyłam w jego stronę z kamienną miną.
- O co chodzi Justin? - spytał lekko zdezorientowany Raya'n. Spojrzałam na Justina, a ten siedział wpatrując się w chodnik.
- Zabierz ją do siebie. Jas musi wszystko sobie przemyśleć.. - Powiedział z kamienną miną. Raya'n tylko wzruszył rękoma i udaliśmy się w stronę jego auta. Idąc odwróciłam się, ale Justina już tam nie było. Wsiadłam do auta Raya'na i odjechaliśmy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam ze to będzie największy błąd w moim życiu.
*
Rozdział nie sprawdzony, pisany na szybko.
Dziękuję za tyle wyświetleń <3
Następny rozdział, gdy przybędzie komentarzy, bądź najdzie mnie super wena.
ask - pierwszy blog
DODANA ZAKŁADKA "INFORMOWANI"
Rozdział nie sprawdzony, pisany na szybko.
Dziękuję za tyle wyświetleń <3
Następny rozdział, gdy przybędzie komentarzy, bądź najdzie mnie super wena.
ask - pierwszy blog
DODANA ZAKŁADKA "INFORMOWANI"
czwartek, 22 maja 2014
Rozdział 2
Jasmine POV:
Promienie słoneczne przedzierały się przez ogromne okno, znajdujące się w salonie. Padały na moją twarz, dlatego się obudziłam. Z trudem otworzyłam oczy, chwile później żałując tego. Energicznie wstałam na nogi, lecz przez nagły, okropny ból głowy, ponownie na nią opadłam. Przyłożyłam dłoń do czoła. Było ono zimne, nawet bardzo zimne. Oznaczało to że moja temperatura nie jest w normie. Jestem osłabiona. Czuje to. Moja głowa pęka, mój brzuch nie ma się za dobrze, a o masie siniaków na całym ciele wolę nie wspominać. Rozejrzałam się po pokoju, wszystko było na swoim miejscu. Zdziwiło mnie to. Po wczorajszym zemdleniu, Justin prawdopodobnie przeniósł mnie na kanapę i wyszedł się napić. Byłam pewna, że przed wyjściem zdemoluje nasz salon. A tutaj taka niespodzianka! Ponownie wstałam, robiąc to powoli i uważnie, aby nie sprawić sobie samej bólu. Gdy już wstałam, ruszyłam w stronę kuchni. Stawiałam bardzo małe kroki, ponieważ każdy kolejny krok sprawiał mi masę bólu. Jak zemdlałam widocznie walnęłam dosyć mocno ciałem o podłogę, stąd ten ból. Jest jeszcze jedna opcja... Jak zemdlałam Justin mógł być dalej w swoim szale agresji i bić mnie bez opamiętania. Wolę nie myśleć która opcja jest prawdziwa, bo znając życie to ta 2.. Gdy byłam tuż przed drzwiami od kuchni, drzwi wejściowe otworzyły się. Powoli odwróciłam się, widząc Justina stojącego. W jednej dłoni trzymał bukiet czerwonych róż, a w drugiej siatkę z zakupami spożywczymi. Znów będzie przepraszał.. - Powiedział głos w mojej głowie. Spojrzałam prosto w piękne, miodowo-brązowe oczy chłopaka. Widziałam w nich smutek. W głębi duszy miałam nadzieje że to jest już ostatni raz. Że przeprosi mnie i na prawdę się zmieni. Chłopak odłożył siatkę na ziemie i podszedł do mnie szybkim krokiem. Gdy już odwracałam się w stronę kuchni, nie mając ochoty wysłuchiwać po raz kolejny obiecań chłopaka, ten złapał za moją dłoń, przyciągając do siebie.
- Przepraszam.. - Szepnął cicho do mojego ucha, przytulając mnie mocno do swojej piersi. Chciałam żeby te przeprosiny były szczere. Miałam nadzieję że się w końcu zmieni. Że ten koszmar minie. Ale jak to mówią nadzieja matką głupich.
Justin puścił moją dłoń i zaczął się schylać. Gdy był już na wysokości moich bioder, przyklęknął na jedno kolano i wystawił dłoń w której trzymał kwiaty, w moim kierunku. Złapałam niepewnie kwiaty, cały czas unikając wzroku chłopaka.
- Przepraszam Jasmine... Ja nie chciałem. - Justin zaczął niewinnie. - Byłem wkurzony, wiesz że Cię mocno kocham i jestem zazdrosny o każdego mężczyznę. - Przesłał mi niewinne spojrzenie. - Ale to dlatego że po prostu nie chcę żeby ktoś mi Cię odebrał. Nie chcę Cię tracić. Jesteś wszystkim co mam. - Powiedział z przekonaniem w głosie. - Proszę wybacz mi, to nigdy więcej się nie powtórzy. - Powoli wstał i objął mnie w tali. Złożył słodki, krótki pocałunek na moim czole. - Obiecuję.. - Szepnął mi do ucha, następnie zatopił twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zrobiłam to co zwykle. Wybaczyłam, starając się zapomnieć. Wmawiałam sobie że będzie inaczej. Lecz on nigdy się nie zmieni..
2 godziny później..
OD:Raya'n
Masz ochotę się spotkać i pogadać? :-)
Przeczytałam głośno wiadomość od Raya'na. Na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech. Wiedziałam że Justin chyba by nas zabił gdyby dowiedział się że idę spotkać się z Raya'nem, ale nie przejmuję się teraz tym. Bez zastanowienia kliknęłam guzik "odpisz".
DO:Raya'n
No pewnie że mam. O której i gdzie? ;)
Justina nie było w domu, ponieważ 20 minut temu wyszedł do pracy. Miałam pełną swobodę, mogłam wybrać się na zakupy, do kina, na piwo. Gdziekolwiek tylko bym chciała. Jednak z tych wszystkich możliwych rzeczy wybrałam jedną. Spotkanie z Raya'nem. Jest on moim przyjacielem. Mogę mu się zwierzać ze wszystkiego i właśnie to chcę dziś zrobić.
OD:Raya'n
Za 10 minut, w naszej ulubionej restauracji. Do zobaczenia! xx.
Spojrzałam na zegarek, była godzina 11.20. Byłam pomalowana, oraz ubrana już wcześniej, dlatego postanowiłam zabrać szybko torebkę ze stołu i ruszyć w stronę miejsca spotkania. Do Restauracji miałam niecałe 5 minut od domu, więc postanowiłam ruszyć wolnym, spacerowym tempem. Byłam ubrana w krótkie, jeansowe spodenki, z kilkoma ćwiekami na kieszonkach. Było ciepło, dlatego miałam na sobie czarną koszulkę na ramiączkach, z trochę dużym dekoltem i wycięciem na plecach. Na moich nogach znajdowały się czarne buty na dużym obcasie. Gdy szłam, stukały o chodnik, powodując śmieszny dźwięk. Nie ubierałam biżuterii, nie koniecznie za nią przepadałam. Jedyna jaka mi się podobała, to taka naprawdę droga, na którą mnie nie stać. Przechodząc obok pewnej kawiarni, przez szybkę zauważyłam coś co spowodowało ścisk w moim żołądku, a za razem łzy w moich oczach..
*
Rozdział nie sprawdzony, pisany na szybko ponieważ jestem wykończona, a chciałam jeszcze dziś go dodać. Dziękuję za ponad tysiąc wyświetleń. Jeżeli komentujecie to proszę was, abyście napisali coś więcej niż tylko "Super, czekam na nn". To dla mnie ważne, chciałabym poznać wasze opinie na temat rozdziału :*
Kolejny rozdział pojawi się gdy przybędzie trochę komentarzy.
Promienie słoneczne przedzierały się przez ogromne okno, znajdujące się w salonie. Padały na moją twarz, dlatego się obudziłam. Z trudem otworzyłam oczy, chwile później żałując tego. Energicznie wstałam na nogi, lecz przez nagły, okropny ból głowy, ponownie na nią opadłam. Przyłożyłam dłoń do czoła. Było ono zimne, nawet bardzo zimne. Oznaczało to że moja temperatura nie jest w normie. Jestem osłabiona. Czuje to. Moja głowa pęka, mój brzuch nie ma się za dobrze, a o masie siniaków na całym ciele wolę nie wspominać. Rozejrzałam się po pokoju, wszystko było na swoim miejscu. Zdziwiło mnie to. Po wczorajszym zemdleniu, Justin prawdopodobnie przeniósł mnie na kanapę i wyszedł się napić. Byłam pewna, że przed wyjściem zdemoluje nasz salon. A tutaj taka niespodzianka! Ponownie wstałam, robiąc to powoli i uważnie, aby nie sprawić sobie samej bólu. Gdy już wstałam, ruszyłam w stronę kuchni. Stawiałam bardzo małe kroki, ponieważ każdy kolejny krok sprawiał mi masę bólu. Jak zemdlałam widocznie walnęłam dosyć mocno ciałem o podłogę, stąd ten ból. Jest jeszcze jedna opcja... Jak zemdlałam Justin mógł być dalej w swoim szale agresji i bić mnie bez opamiętania. Wolę nie myśleć która opcja jest prawdziwa, bo znając życie to ta 2.. Gdy byłam tuż przed drzwiami od kuchni, drzwi wejściowe otworzyły się. Powoli odwróciłam się, widząc Justina stojącego. W jednej dłoni trzymał bukiet czerwonych róż, a w drugiej siatkę z zakupami spożywczymi. Znów będzie przepraszał.. - Powiedział głos w mojej głowie. Spojrzałam prosto w piękne, miodowo-brązowe oczy chłopaka. Widziałam w nich smutek. W głębi duszy miałam nadzieje że to jest już ostatni raz. Że przeprosi mnie i na prawdę się zmieni. Chłopak odłożył siatkę na ziemie i podszedł do mnie szybkim krokiem. Gdy już odwracałam się w stronę kuchni, nie mając ochoty wysłuchiwać po raz kolejny obiecań chłopaka, ten złapał za moją dłoń, przyciągając do siebie.
- Przepraszam.. - Szepnął cicho do mojego ucha, przytulając mnie mocno do swojej piersi. Chciałam żeby te przeprosiny były szczere. Miałam nadzieję że się w końcu zmieni. Że ten koszmar minie. Ale jak to mówią nadzieja matką głupich.
Justin puścił moją dłoń i zaczął się schylać. Gdy był już na wysokości moich bioder, przyklęknął na jedno kolano i wystawił dłoń w której trzymał kwiaty, w moim kierunku. Złapałam niepewnie kwiaty, cały czas unikając wzroku chłopaka.
- Przepraszam Jasmine... Ja nie chciałem. - Justin zaczął niewinnie. - Byłem wkurzony, wiesz że Cię mocno kocham i jestem zazdrosny o każdego mężczyznę. - Przesłał mi niewinne spojrzenie. - Ale to dlatego że po prostu nie chcę żeby ktoś mi Cię odebrał. Nie chcę Cię tracić. Jesteś wszystkim co mam. - Powiedział z przekonaniem w głosie. - Proszę wybacz mi, to nigdy więcej się nie powtórzy. - Powoli wstał i objął mnie w tali. Złożył słodki, krótki pocałunek na moim czole. - Obiecuję.. - Szepnął mi do ucha, następnie zatopił twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zrobiłam to co zwykle. Wybaczyłam, starając się zapomnieć. Wmawiałam sobie że będzie inaczej. Lecz on nigdy się nie zmieni..
2 godziny później..
OD:Raya'n
Masz ochotę się spotkać i pogadać? :-)
Przeczytałam głośno wiadomość od Raya'na. Na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech. Wiedziałam że Justin chyba by nas zabił gdyby dowiedział się że idę spotkać się z Raya'nem, ale nie przejmuję się teraz tym. Bez zastanowienia kliknęłam guzik "odpisz".
DO:Raya'n
No pewnie że mam. O której i gdzie? ;)
Justina nie było w domu, ponieważ 20 minut temu wyszedł do pracy. Miałam pełną swobodę, mogłam wybrać się na zakupy, do kina, na piwo. Gdziekolwiek tylko bym chciała. Jednak z tych wszystkich możliwych rzeczy wybrałam jedną. Spotkanie z Raya'nem. Jest on moim przyjacielem. Mogę mu się zwierzać ze wszystkiego i właśnie to chcę dziś zrobić.
OD:Raya'n
Za 10 minut, w naszej ulubionej restauracji. Do zobaczenia! xx.
Spojrzałam na zegarek, była godzina 11.20. Byłam pomalowana, oraz ubrana już wcześniej, dlatego postanowiłam zabrać szybko torebkę ze stołu i ruszyć w stronę miejsca spotkania. Do Restauracji miałam niecałe 5 minut od domu, więc postanowiłam ruszyć wolnym, spacerowym tempem. Byłam ubrana w krótkie, jeansowe spodenki, z kilkoma ćwiekami na kieszonkach. Było ciepło, dlatego miałam na sobie czarną koszulkę na ramiączkach, z trochę dużym dekoltem i wycięciem na plecach. Na moich nogach znajdowały się czarne buty na dużym obcasie. Gdy szłam, stukały o chodnik, powodując śmieszny dźwięk. Nie ubierałam biżuterii, nie koniecznie za nią przepadałam. Jedyna jaka mi się podobała, to taka naprawdę droga, na którą mnie nie stać. Przechodząc obok pewnej kawiarni, przez szybkę zauważyłam coś co spowodowało ścisk w moim żołądku, a za razem łzy w moich oczach..
*
Rozdział nie sprawdzony, pisany na szybko ponieważ jestem wykończona, a chciałam jeszcze dziś go dodać. Dziękuję za ponad tysiąc wyświetleń. Jeżeli komentujecie to proszę was, abyście napisali coś więcej niż tylko "Super, czekam na nn". To dla mnie ważne, chciałabym poznać wasze opinie na temat rozdziału :*
Kolejny rozdział pojawi się gdy przybędzie trochę komentarzy.
Z pytaniami zapraszam na mój ask
niedziela, 18 maja 2014
Rozdział 1
Jasmine POV:
Była godzina 18. Siedziałam cicho w salonie, na kanapie oglądając serial. Nie zwróciłam nawet uwagi jaki to serial. Oglądałam go żeby zająć sobie czas. Miałam na sobie za dużą koszulkę Justina, sięgającą mi trochę za tyłek. Na nogach jedynie krótkie spodenki. Na stopach miałam skarpetki - stópki. Moje włosy spięte były w niechlujnego koka. Nie nakładałam dziś makijażu. Nie miałam czasu, ani ochoty. Jedyne co miałam pomalowane to trochę rzęsy i usta podkreślone różową szminką, pasującą do mojej karnacji. Czekałam na Justina, który miał wrócić z meczu. Nagle drzwi się otworzyły, od początku było słychać kilka głosów, co oznacza - Justin przyprowadził kolegów. Znałam tylko dwóch jego kolegów, Raya'na i Chris'a. Z tego co wiem, przyjaźnią się z Justinem od dzieciństwa. W pokoju pojawił się Justin, a tuż za nim Raya'n i Chris.
- Cześć Jasmine. - powiedzieli chórkiem Raya'n i Chris. Podeszli do mnie, wstałam i przytuliłam się na powitanie najpierw z Chrisem, a później z Raya'em. Raya'n na dodatek musnął mój policzek, przez co na mojej twarzy zapanował szeroki uśmiech.
- Hej chłopcy. - powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem.
Justin jak zwykle zignorował mnie, nawet nie powiedział mi głupiego "cześć" po prostu usiadł na kanapie, w tym samym miejscu co wcześniej siedziałam ja. Chris i Raya'n byli dla mnie niczym starsi bracia. Zawsze mnie wspierali, pomagali mi. Często stawiali się w mojej obronie, Justinowi. Ale to nigdy nie pomagało. Zawsze i tak obrywałam. To była rutyna. Justina nie da się już zmienić. On na zawsze zostanie, takim chorym dupkiem, który skradł moje serce. Chłopcy siedzieli na przeciwko mnie i o czymś dyskutowali, a ja siedziałam cicho przez całą godzinę, wpatrując się w Raya'na. Nie podobał mi się, po prostu miał bardzo ciekawą, urodę. Był nieziemsko przystojny. Wiele kobiet traciło dla niego głowę, a on nie mógł sobie znaleźć jedynej. Był trochę nieśmiały. Gdy chłopcy skończyli rozmowę, odprowadziłam ich do drzwi. Pożegnałam się z nimi, a oni wyszli. Gdy wróciłam z powrotem do salonu, Justin siedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy i spoglądał na mnie. Jego wzrok wiercił dziurę w moim czole. Posłałam mu pytający wzrok na co on wstał i podszedł do mnie. Zaczęłam przesuwać się w stronę ściany, bojąc się go. Gdy moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, poczułam lekki ból w kręgosłupie. Justin był już tuż przy mnie. Położył ręce na ścianie, nie umożliwiając mi tym samym wydostanie się. jego twarz znajdowała się tuż przy moim uchu. Czułam na sobie jego oddech. Bałam się go w tym momencie. Wiedziałam do czego był zdolny. Zaczęłam się trząść jak galareta, a moje ręce drżały. Justin wziął głęboki oddech i szepnął mi do ucha.
- Podoba Ci się on? - Zmarszczyłam lekko brwi. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Zaczęłam bać się jeszcze bardziej.. - Jest seksowniejszy ode mnie? - Szepnął mi cicho do ucha. Stałam cicho, bałam się odezwać. Czułam jak zaciska pięści. Był bliski uderzenia mnie.
- O-o co Ci chodzi J-Justin? - Wyjąkałam cicho, a łzy cisnęły mi się do oczu. Kiedyś wyobrażałam sobie księcia na białym koniu, który będzie traktował mnie jak księżniczkę. A teraz jestem w tym miejscu, z tym chorym dupkiem.
- Jak to kurwa o co! - niepodziewanie krzyknął. Wystraszyłam się i podskoczyłam do góry. Zakryłam usta dłonią, a po policzku spłynęła mi łza. Dalej nie wiedziałam o co chodzi. - Widziałem jak się wpatrywałaś w Raya'na. Co spałaś z nim? Jest lepszy ode mnie? - Wysyczał, a za razem wykrzyczał. Jak on mógł tak pomyśleć, kocham go nad życie. Toleruje to że się nade mną znęca, a on jeszcze ma czelność powiedzieć mi takie coś? Mam tego dość! Mam dość go.
- Jesteś chory psychicznie? Justin, kocham Cię. A ty dajesz mi takie oskarżenia. - Powiedziałam przez płacz. odepchnęłam go od siebie i upadłam na podłogę. Justin złapał mnie za ramię i podciągnął po ścianie do góry.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Krzyknął, ściskając moje ramie. Będę miała pełno siniaków.
- Justin, proszę puść to boli. - wyszeptałam przez łzy. Ryczałam jak zwykle. Nie potrafiłam go zrozumieć. podobno jak się kogoś kocha, to nie chce się go ranić. A on co? Robi zupełnie na odwrót. Niby mnie kocha, a znęca się nad mną... Nienawidzę go!
- I dobrze, ma boleć. - Zaśmiał się cicho. Na jego ustach zawsze widniał ten cwaniacki uśmieszek, który miałam ochotę zedrzeć mu z twarzy.
- Nienawidzę Cię! - Krzyknęłam. Następnie byłam w takim stanie że nie wiedziałam co robię, plunęłam mu prosto w twarz, odpychając go od siebie. Chwile później jego dłoń zderzyła się z moim policzkiem. A ja spokojnie opadłam na podłogę, tracąc przytomność.
*
Pierwszy rozdział, trochę krótki. Jeśli mam kogoś informować o następnych, to proszę napisać w komentarzu, albo tu : ask
Była godzina 18. Siedziałam cicho w salonie, na kanapie oglądając serial. Nie zwróciłam nawet uwagi jaki to serial. Oglądałam go żeby zająć sobie czas. Miałam na sobie za dużą koszulkę Justina, sięgającą mi trochę za tyłek. Na nogach jedynie krótkie spodenki. Na stopach miałam skarpetki - stópki. Moje włosy spięte były w niechlujnego koka. Nie nakładałam dziś makijażu. Nie miałam czasu, ani ochoty. Jedyne co miałam pomalowane to trochę rzęsy i usta podkreślone różową szminką, pasującą do mojej karnacji. Czekałam na Justina, który miał wrócić z meczu. Nagle drzwi się otworzyły, od początku było słychać kilka głosów, co oznacza - Justin przyprowadził kolegów. Znałam tylko dwóch jego kolegów, Raya'na i Chris'a. Z tego co wiem, przyjaźnią się z Justinem od dzieciństwa. W pokoju pojawił się Justin, a tuż za nim Raya'n i Chris.
- Cześć Jasmine. - powiedzieli chórkiem Raya'n i Chris. Podeszli do mnie, wstałam i przytuliłam się na powitanie najpierw z Chrisem, a później z Raya'em. Raya'n na dodatek musnął mój policzek, przez co na mojej twarzy zapanował szeroki uśmiech.
- Hej chłopcy. - powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem.
Justin jak zwykle zignorował mnie, nawet nie powiedział mi głupiego "cześć" po prostu usiadł na kanapie, w tym samym miejscu co wcześniej siedziałam ja. Chris i Raya'n byli dla mnie niczym starsi bracia. Zawsze mnie wspierali, pomagali mi. Często stawiali się w mojej obronie, Justinowi. Ale to nigdy nie pomagało. Zawsze i tak obrywałam. To była rutyna. Justina nie da się już zmienić. On na zawsze zostanie, takim chorym dupkiem, który skradł moje serce. Chłopcy siedzieli na przeciwko mnie i o czymś dyskutowali, a ja siedziałam cicho przez całą godzinę, wpatrując się w Raya'na. Nie podobał mi się, po prostu miał bardzo ciekawą, urodę. Był nieziemsko przystojny. Wiele kobiet traciło dla niego głowę, a on nie mógł sobie znaleźć jedynej. Był trochę nieśmiały. Gdy chłopcy skończyli rozmowę, odprowadziłam ich do drzwi. Pożegnałam się z nimi, a oni wyszli. Gdy wróciłam z powrotem do salonu, Justin siedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy i spoglądał na mnie. Jego wzrok wiercił dziurę w moim czole. Posłałam mu pytający wzrok na co on wstał i podszedł do mnie. Zaczęłam przesuwać się w stronę ściany, bojąc się go. Gdy moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, poczułam lekki ból w kręgosłupie. Justin był już tuż przy mnie. Położył ręce na ścianie, nie umożliwiając mi tym samym wydostanie się. jego twarz znajdowała się tuż przy moim uchu. Czułam na sobie jego oddech. Bałam się go w tym momencie. Wiedziałam do czego był zdolny. Zaczęłam się trząść jak galareta, a moje ręce drżały. Justin wziął głęboki oddech i szepnął mi do ucha.
- Podoba Ci się on? - Zmarszczyłam lekko brwi. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Zaczęłam bać się jeszcze bardziej.. - Jest seksowniejszy ode mnie? - Szepnął mi cicho do ucha. Stałam cicho, bałam się odezwać. Czułam jak zaciska pięści. Był bliski uderzenia mnie.
- O-o co Ci chodzi J-Justin? - Wyjąkałam cicho, a łzy cisnęły mi się do oczu. Kiedyś wyobrażałam sobie księcia na białym koniu, który będzie traktował mnie jak księżniczkę. A teraz jestem w tym miejscu, z tym chorym dupkiem.
- Jak to kurwa o co! - niepodziewanie krzyknął. Wystraszyłam się i podskoczyłam do góry. Zakryłam usta dłonią, a po policzku spłynęła mi łza. Dalej nie wiedziałam o co chodzi. - Widziałem jak się wpatrywałaś w Raya'na. Co spałaś z nim? Jest lepszy ode mnie? - Wysyczał, a za razem wykrzyczał. Jak on mógł tak pomyśleć, kocham go nad życie. Toleruje to że się nade mną znęca, a on jeszcze ma czelność powiedzieć mi takie coś? Mam tego dość! Mam dość go.
- Jesteś chory psychicznie? Justin, kocham Cię. A ty dajesz mi takie oskarżenia. - Powiedziałam przez płacz. odepchnęłam go od siebie i upadłam na podłogę. Justin złapał mnie za ramię i podciągnął po ścianie do góry.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Krzyknął, ściskając moje ramie. Będę miała pełno siniaków.
- Justin, proszę puść to boli. - wyszeptałam przez łzy. Ryczałam jak zwykle. Nie potrafiłam go zrozumieć. podobno jak się kogoś kocha, to nie chce się go ranić. A on co? Robi zupełnie na odwrót. Niby mnie kocha, a znęca się nad mną... Nienawidzę go!
- I dobrze, ma boleć. - Zaśmiał się cicho. Na jego ustach zawsze widniał ten cwaniacki uśmieszek, który miałam ochotę zedrzeć mu z twarzy.
- Nienawidzę Cię! - Krzyknęłam. Następnie byłam w takim stanie że nie wiedziałam co robię, plunęłam mu prosto w twarz, odpychając go od siebie. Chwile później jego dłoń zderzyła się z moim policzkiem. A ja spokojnie opadłam na podłogę, tracąc przytomność.
*
Pierwszy rozdział, trochę krótki. Jeśli mam kogoś informować o następnych, to proszę napisać w komentarzu, albo tu : ask
PROSZĘ KAŻDEGO KTO PRZECZYTA, O SKOMENTOWANIE.
To motywuje do dalszego pisania :)
To motywuje do dalszego pisania :)
niedziela, 11 maja 2014
prolog.
Jasmine tkwi w chorym związku z Justinem. Chłopak nie szanuje dziewczyny, bije ją, poniża i zdradza. Ale zawsze wraca z kwiatami i przeprasza, niczym pies z podkulonym ogonem. Dziewczyna tak bardzo kocha chłopaka, że nie potrafi odejść. To jest silniejsze od niej. Pewnego dnia zbierze siły i postanawia zrobić coś bardzo głupiego. Czy gdy Jasmine otrze się o śmierć, gdy lekarze będą walczyć o jej życie, Justin w końcu zrozumie jak bardzo ją kocha?
*
Brunetka siedziała z podkulonymi nogami, cicho szlochając w kącie. Chowała swoją drobną, piękną twarz w dłoniach, dodatkowo zasłaniając ją falowanymi włosami, które lepiły się jej do twarzy ze względu na łzy które spływały po jej policzkach. Drewniane krzesło wylądowało tuż przy jej głowie, rozwalając się na kilka kawałków. Minęło już ponad półgodziny od wybuchu jego agresji, więc powinien zaraz się uspokoić. Wolała z nim nie dyskutować, bo nie chciała oberwać czymś, bądź zostać pobita. Po chwili zastała cisza, nie było słuchać żadnych wrzasków, nic nie latało po pokoju. W końcu wyszedł. - Pomyślała dziewczyna, jednak dalej bała się podnieść wzrok, nie chciała go oglądać. Nie potrafi na niego patrzeć gdy jest w tym stanie. W końcu przełamała się, podniosła wzrok, rozejrzała się po pokoju, a jego stan ją zaszokował. Kanapa była przesunięta, szklany stół zbity, krzesła połamane, kwiatki które on sam jej dał, leżały podeptane na ziemi, wraz z wazonem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła że chłopaka nie ma w pokoju. Powoli wstała, podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę, drzwi się lekko uchyliły, a ona wysunęła głowę, sprawdzając czy go nie ma gdzieś na zewnątrz. Nikogo nie zastała, czyli musiał wyjść się napić, jak zwykle. Z jednej strony to dobrze, bo będzie miała spokój przez najbliższe kilka godzin, a z drugiej źle, pewnie znajdzie w barze jakąś panienkę, na jedną przygodę, zdradzając ją po raz kolejny. Następnie wróci i znów będzie się awanturował.. - Codzienność. Dziewczyna udała się do łazienki, gdzie postanowiła lekko się ogarnąć. Przeraziła się gdy spojrzała w lustro. Pod jej okiem widniał wielki, fioletowy siniak. Wzdychnęła lekko, następnie umyła twarz i udała się z powrotem do salonu, aby posprzątać wyczyny swojego jakże cudownego chłopaka. Sprzątnięcie zajęło jej mniej więcej 2 godziny. Gdy wszystko wyglądało już w miarę normalnie, postanowiła wziąć długą, relaksacyjną kąpiel. Nalała wody do pełna, wlała olejki zapachowe, wsypała płatki róż, przeznaczone specjalnie do kąpieli. Rozebrała się z brudnych ubrań, które pobrudziła, sprzątając. Weszła do wanny i w końcu poczuła się zrelaksowana. Zapomniała o wszystkich problemach dotyczących jej życia. Zaznała chwilowego spokoju.
Po godzinnej kąpieli, wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. Ubrała na nogi kapcie, udała się w stronę swojej sypialni. Szła tak zamyślona, że wpadła na coś dużego, twardego. Podniosła wzrok i zobaczyła jego twarz, pełną nienawiści, bólu, współczucia, a za razem zazdrości. Jego źrenice były powiększone, co oznaczało że wcale nie pił. Bała się, cholernie mocno się go bała. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. On podniósł swoją dłoń do góry. Dziewczyna automatycznie odwróciła swoją twarz, wiedząc co ją czeka. Niespodziewanie on ją zaskoczył, drugą ręką skierował jej twarz w swoją stronę, a tą co wcześniej podniósł, położył na jej policzku. Delikatnie, tak jak dawno tego nie robił. Kciukiem przejechał po jej policzku, wycierając jej łzy a następnie zatrzymał dłoń na jej siniaku który sam jej zrobił. Ona lekko zdezorientowana, wtuliła się w niego. On ją objął w pasie, przytulając do siebie niczym cały świat.
- Przepraszam księżniczko, na prawdę nie chciałem Cię skrzywdzić. - Wyszeptał cicho. - To już więcej się nie powtórzy.. - Szepnął, następnie zatopił twarz w zgłębieniu jej szyi. Oby dwoje wiedzieli że to kłamstwo, jutro i tak coś mu się nie spodoba i znów ją uderzy, wyzwie bądź zdemoluje mieszkanie. Chcieli w to wierzyć, ale nie potrafili. Jasmine tak bardzo chciałaby żeby Justin się zmienił. Żeby w końcu docenił ją i jej starania. Żeby więcej jej nie krzywdził. Lecz następnego dnia nadeszło to samo..
*
Podoba się, pisać dalej? :)
*
Brunetka siedziała z podkulonymi nogami, cicho szlochając w kącie. Chowała swoją drobną, piękną twarz w dłoniach, dodatkowo zasłaniając ją falowanymi włosami, które lepiły się jej do twarzy ze względu na łzy które spływały po jej policzkach. Drewniane krzesło wylądowało tuż przy jej głowie, rozwalając się na kilka kawałków. Minęło już ponad półgodziny od wybuchu jego agresji, więc powinien zaraz się uspokoić. Wolała z nim nie dyskutować, bo nie chciała oberwać czymś, bądź zostać pobita. Po chwili zastała cisza, nie było słuchać żadnych wrzasków, nic nie latało po pokoju. W końcu wyszedł. - Pomyślała dziewczyna, jednak dalej bała się podnieść wzrok, nie chciała go oglądać. Nie potrafi na niego patrzeć gdy jest w tym stanie. W końcu przełamała się, podniosła wzrok, rozejrzała się po pokoju, a jego stan ją zaszokował. Kanapa była przesunięta, szklany stół zbity, krzesła połamane, kwiatki które on sam jej dał, leżały podeptane na ziemi, wraz z wazonem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła że chłopaka nie ma w pokoju. Powoli wstała, podeszła do drzwi. Pociągnęła za klamkę, drzwi się lekko uchyliły, a ona wysunęła głowę, sprawdzając czy go nie ma gdzieś na zewnątrz. Nikogo nie zastała, czyli musiał wyjść się napić, jak zwykle. Z jednej strony to dobrze, bo będzie miała spokój przez najbliższe kilka godzin, a z drugiej źle, pewnie znajdzie w barze jakąś panienkę, na jedną przygodę, zdradzając ją po raz kolejny. Następnie wróci i znów będzie się awanturował.. - Codzienność. Dziewczyna udała się do łazienki, gdzie postanowiła lekko się ogarnąć. Przeraziła się gdy spojrzała w lustro. Pod jej okiem widniał wielki, fioletowy siniak. Wzdychnęła lekko, następnie umyła twarz i udała się z powrotem do salonu, aby posprzątać wyczyny swojego jakże cudownego chłopaka. Sprzątnięcie zajęło jej mniej więcej 2 godziny. Gdy wszystko wyglądało już w miarę normalnie, postanowiła wziąć długą, relaksacyjną kąpiel. Nalała wody do pełna, wlała olejki zapachowe, wsypała płatki róż, przeznaczone specjalnie do kąpieli. Rozebrała się z brudnych ubrań, które pobrudziła, sprzątając. Weszła do wanny i w końcu poczuła się zrelaksowana. Zapomniała o wszystkich problemach dotyczących jej życia. Zaznała chwilowego spokoju.
Po godzinnej kąpieli, wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. Ubrała na nogi kapcie, udała się w stronę swojej sypialni. Szła tak zamyślona, że wpadła na coś dużego, twardego. Podniosła wzrok i zobaczyła jego twarz, pełną nienawiści, bólu, współczucia, a za razem zazdrości. Jego źrenice były powiększone, co oznaczało że wcale nie pił. Bała się, cholernie mocno się go bała. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. On podniósł swoją dłoń do góry. Dziewczyna automatycznie odwróciła swoją twarz, wiedząc co ją czeka. Niespodziewanie on ją zaskoczył, drugą ręką skierował jej twarz w swoją stronę, a tą co wcześniej podniósł, położył na jej policzku. Delikatnie, tak jak dawno tego nie robił. Kciukiem przejechał po jej policzku, wycierając jej łzy a następnie zatrzymał dłoń na jej siniaku który sam jej zrobił. Ona lekko zdezorientowana, wtuliła się w niego. On ją objął w pasie, przytulając do siebie niczym cały świat.
- Przepraszam księżniczko, na prawdę nie chciałem Cię skrzywdzić. - Wyszeptał cicho. - To już więcej się nie powtórzy.. - Szepnął, następnie zatopił twarz w zgłębieniu jej szyi. Oby dwoje wiedzieli że to kłamstwo, jutro i tak coś mu się nie spodoba i znów ją uderzy, wyzwie bądź zdemoluje mieszkanie. Chcieli w to wierzyć, ale nie potrafili. Jasmine tak bardzo chciałaby żeby Justin się zmienił. Żeby w końcu docenił ją i jej starania. Żeby więcej jej nie krzywdził. Lecz następnego dnia nadeszło to samo..
*
Podoba się, pisać dalej? :)
Bohaterowie
Brooklyn Lovato (21 lat)
Chris Bullter (21 lat)
Dylan Collins (23 lata)
Pattie Mallette (44 lata)
Rozdziały
prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Subskrybuj:
Posty (Atom)